sobota, 11 sierpnia 2012

03: Prześmieszne zjawisko.

       Swego czasu Chizuru oraz jej dwójka gości zdążyli rozsiąść się wygodnie w salonie w towarzystwie zachodzącego słońca.
- Ta mała w jednej chwili wrzuciła mnie do swojego samochodu! Żądam wyjaśnień - Eii odezwał się pierwszy wzburzonym głosem.
- Wiesz, nawet gdybyś chciał jakichkolwiek wyjaśnień; nie zrozumiałbyś powagi sytuacji i znając Ciebie uciekłbyś pierwszymi lepszymi drzwiami - wyjaśniła Maiko.
- Nie lubię gdy ktoś ma nade mną władzę...po prostu.
- Dobra, nie sprowadziłam Cię tutaj po to, aby rozmawiać o takich rzeczach. Mam do Ciebie sprawę. Poważną, mam nadzieję, że tym razem zrozumiesz.
- Wiesz, wysłucham Cię, jeżeli coś za to dostanę...
- Tak, będziesz tutaj spał, nie musisz się już o to martwić.
W chwili zakończenia tego zdania Chizuru wstała i wyszła z pulsującą żyłką na czole. Nie lubiła gości, a dodatkowo nie lubiła ich utrzymywać.
- Nie lubię tej małej...nie dałoby się jej stąd wyrzucić?
- Wiesz, to jej dom.
- A ten blondyn mówił, że jego - chłopak zastanowił się chwilę, ale kaszlnięcie Maiko wyrwało go z zamyśleń.
- No więc mogę Cię wysłuchać, skoro mam gdzie spać. Ale czy Ci pomogę...
- Znałeś moją matkę, prawda? A co zaskakujące...znałeś ją lepiej ode mnie.
- Tak, jestem znowu lepszy od Ciebie - wyszczerzył się.
- Wiesz może, czy nie lubowała w lalkach? Wszelakiej maści, nawet marionetkach?
- O, więc o to Ci chodzi. Przykro mi. Wiem tylko, że zamawiała kiedyś sukienki w małych rozmiarach...Może na lalki?
- W małych? Oh, to na pewno nie to - Maiko pacnęła się w twarz i westchnęła rozdzierająco.

       Ao już od kilku godzin zamiatał swój sklep. Ale chyba nie przyszło mu do głowy, że tej podłodze już starczy. Tak, na pewno jej starczy. Nagle usłyszał pisk dziecka. Nie, nie dziecka, pisk Hami-chan! Czyli potwora w skórze dziecka.
- Zdaje się, że wysłałem Cię do... - Ao odwrócił się w jej stronę, jednak ona zdążyła już dobiec do kosy i zacząć się nią bawić.
- Nie! Nie dotykaj jej! - Warknął.
Hami-chan nie zwracała uwagi na chłopaka, jedyne co ją obchodziło to to, jak ta kosa błyszczała. A ona lgnęła do błyskotek, oj. Ao bez zastanowienia wyrwał jej kosę z rąk. Dziewczynka zaczęła płakać. Itami usłyszał kolejny głos, a raczej westchnięcie.
- Dlaczego wy tu wszyscy wchodzicie?! Nie widzicie wielkiego napisu "zamknięte"? Może powinienem zainstalować małe żaróweczki dla takich ślepców jak wy... - zaczął machać rękami jak opętany na dziewczynę, która stała oparta o futrynę w drzwiach, o dziwo śmiała się z obecnej sytuacji.
- Przepraszam, ale Pan Hiroya pozwalał nam tutaj przesiadywać - powiedziała ledwo opanowując śmiech - jestem Yamato Kemi, siostra Hami-chan, w sumie to tak jakby siostra...
- Oh, to świetnie! Możesz zabrać tą...tą... - Ao nie mógł się wysłowić, ale wskazywał palcem na Hami-chan, można było się domyśleć o kogo chodziło.
- Dobrze, już dobrze...A gdzie Pan Hiroya? - Kemi zaczęła się rozglądać po sklepie, jednak po chwili zrezygnowana spojrzała na chłopaka.
- Pan Hiroya...nic nie wiesz? On..nie żyje - Ao zacisnął dłoń na kijku od szczotki, jednak nie unikał wzroku. Kemi ucichła.
- To było jakiś tydzień temu...jak to możliwe, że nie wie wiedziałaś? - Powiedział ciszej, jakby bojąc się nagłego wybuchu.
- To okropne! Ten stary dziad nic mi nie zostawił! A obiecał, że zrobi chociaż to! - Kemi nagle tupnęła nogą i zaczęła wymachiwać rękami na wszystkie strony. Ao odsunął się trochę zirytowany, a jednak nikt nie przejmował się jego śmiercią, to dość dziwne...
- Wiesz, ten sklep przepisał mi...
- A co mnie sklep! Ja chciałam skrzynię! Skrzynię! Wiesz może, kto ją dostał?!
- Co wy tak wszyscy macie z tą cholerną skrzynią! Tam była tylko jakaś głupia lalka!
- Nie nazywaj jej tak ty głupku z długim stażem!
- Co żeś powiedziała?! Ona jest głupia, a jedyne co po niej zostało to ta kosa i kilka szmatek...
- Ta kosa...? - Kemi podeszła do Hami-chan, która trzymała ów kosę.
- Tak, to. A kilka jej rzeczy jest na zapleczu...Chcesz zobaczyć?
- Tak, tak, tak! - Kemi klasnęła w dłonie i zniknęła za drzwiami zaplecza, Ao podobnie.

       Eiichiro skończył wypijać swoją herbatkę w salonie. Maiko poszła już do siebie jakąś godzinę temu z książką pod pachą. A pan wymieniony wyżej się nudził.
- Te, Keiji, czy jak ty tam miałeś! - wydarł się. Niestety, zamiast blondyna przyszła Chizuru.
- Nie ma go.
- To niech będzie! Chociaż w sumie...ty mi wystarczysz. Pokaż mi mój pokój.
- Ah, tak! Idź na piętro, lewym korytarzem do samego końca i będą drzwi. Gdy wejdziesz do środka niech Cię nie zmyli ten wystrój typowy dla toalety. To będzie twój pokój.
- Zginiesz jeszcze dzisiaj! - Warknął rzucając w nią filiżanką z herbatą.
- A ty nie dostaniesz obiadu ani ogrzewania! To za ten wybryk, filiżanki były drogie!

       Słońce już dawno zaszło z błękitnego nieba czyniąc go bezbarwnym, pozbawionym gwiazd. Hami jeszcze niedawno widziała kosę dokładnie, teraz już jak przez mgłę. Jednak nie przeszkadzało jej to. Zaczęła tańczyć z kosą po całym sklepie, a muzyką było dla niej stukanie jej trzymadła o podłogę. Usłyszała klekotanie, jakby sztucznej szczęki, bardzo ciche, jednak do usłyszenia. Naciąganie jakiejś żyłki, kilkukrotnie wydobywała ona głuchy dźwięk rozbijający się o ściany. Dziewczynka jednak była zbyt zajęta, aby zrozumieć, że jest to coś dziwnego, niewiadomego pochodzenia. Deski były już tak stare, że przy każdym, nawet najmniejszym ruchu skrzypiały. Tym razem także, coś zaczęło do niej podchodzić równym krokiem bez najmniejszego pohamowania, nieludzko. Hami zaczęła nucić wesołą melodię jakby próbując nie pomagać tym wszystkim dźwiękom w zepsuciu jej zabawy, wszak uważała, że źródłem ich jest wiatr. Nagle wszystko ucichło, przeźroczysta linka, która zwieszona była w powietrzu błysnęła, po chwili reszta też. Cały pokój był obwieszony linkami niby wielka pajęczyna. Kosa upadła na ziemię robiąc w podłodze dziurę wielkości ludzkiej głowy, upadła z wysoka. Było zbyt ciemno, aby zobaczyć, co znajdowało się na suficie. Jednak to właśnie z niego dochodził brzęk, jakby kość uderzała o kość bez najmniejszego pohamowania. Krzyk Hami-chan ostro przerwał ciszę, jakby ktoś rozdzierał jej skórę. Deski w podłodze z chwili na chwilę stawały się brudniejsze od krwi, podobnie nitki zaczepione o sufit.


Następnego dnia

       - Wiesz, prześmieszne zjawisko, te nitki. Zostały ułożone w taki sposób, aby ofiara spadając na ziemie utraciła jak najwięcej krwi - powiedział policjant zapisując sobie coś w notatniku.
- Mi to mówisz...? Takie coś w tym sklepie! Biedne dziecko, ale Kami. To jej siostra,  mam nadzieję, że się nie załamie. I najgorsze, tyle sprzątania po tym.
- Mówisz, że się nie załamie? Kami to twarda dziewczyna. Ale najpierw matka, potem pan Hiroya a na końcu młodsza siostrzyczka! To straszne. Jestem niemal pewien, że następny raz, jak będziesz dzwonił to telefon będzie dotyczył właśnie Kami. Ale tak na marginesie, to to już druga ofiara tych diabelskich nitek! Do zobaczenia.
Owy policjant odjechał, zaś jego ekipa została badając całe zjawisko. Minęła dopiero godzina od znalezienia
- Druga ofiara - powtórzył sobie Ao i jak zwykle w sprawach dziwnych niż te dziwne, które ma zazwyczaj, zadzwonił do Chizuru.

       Na śniadaniu Chizuru i Eii nie odzywali się do siebie, a Keiji to już w ogóle był cichy, więc dlaczego dzisiaj miałby być wyjątek?
- No dobra, coś mi tutaj śmierdzi...Co się stało? - Keiji skierował się do chłopaka, znał Chizuru i nie chciał ryzykować jej wybuchem złości, wolał to zostawić na potem.
- Cóż, najpierw kazała mi spać w toalecie, a potem jeszcze zamknęła mnie na swoim balkonie - ładnie wyjaśnił i zatopił się w herbacie.
- A jak się znalazłeś na tym balkonie?
- Wlazł do mojego pokoju i zamierzał spać ma moim łóżku. Moja reakcja była słuszna! - Warknęła blondynka rzucając w niego chlebkiem.
- Nie mogłaś się nim podzielić?! Było wielkie, miękkie i o wiele lepsze niż wanna! - Odpowiedział Eii rzutem w nią filiżanką z herbatą.
- Ah, tak? Jednak było moje! Powinieneś dziękować, że dałam Ci chociaż wannę!
- Moglibyście mnie chociaż wypuścić! Według mnie zamykanie ludzi na balkonie nie jest dobrym rozwiązaniem!
- Wystarczy - Keiji klasnął w dłonie.
- Tak, wystarczy. Wychodzę, Keiji, pilnuj go - rozkazała blondynka i już wstała kierując się do drzwi.
- Ej, zaraz, zaraz, siostrzyczko! On nie jest moim problemem, tylko twoim. Więc on idzie z tobą, albo tutaj zostajesz.
- Nie wiem, dlaczego miałby się pchać tam gdzie ja. Masz po prostu pilnować, aby stąd nie wychodził i nie zwiał.
- Ej, ej, ale czy ktoś się mnie zapytał o zdanie? - Mruknął cicho Kishimoto i przełknął bułeczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz